ile-wiele znieść

A tu prawie-że-wiosną powiało. I po-zimiem. O tej porze mam zawsze pewien kłopot natury obyczajowej. Bo tak czeka się na tę wiosnę, tak się ją wytęsknia w sobie, że nagle ta zima jest dyskredytowana, zła – jakbyśmy jej nic dobrego nie zawdzięczali. Jakby nie była przecież piękna. Tak jest zawsze wtedy, gdy zachodzi w człowieku konieczność ponownego zdefiniowania „dobra” i „zła”. Białego i Czarnego. Te pojęcia chodzą za nami od dnia urodzenia. I ciągła weryfikacja. I ciągłe wyznaczanie granic. I ciągłe na tej granicy życie. I nieustający w nas dialog. A …

A…by pieśń…

Trzeba
ile-wiele znieść
by w człowieku pozostała tylko pieśń
By w człowieku, z duszą – ciało
tak, się jednak pojednało
By w człowieku niosła się
jedynie pieśń